Przejdź do treści

Artykuł Waldemara Uchmana

Informacje o tak znanym człowieku z bogatą przeszłością najlepiej przedstawi artykuł Waldemara Uchmana pod tytułem “Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie”.

Uzdrawiający impuls

– “Pańska ręka parzy mnie, ale ból ustępuje – oznajmił chłopiec przebywający w tym samym co i ja sanatorium… Tak zaczęło się przed 30 laty moje uzdrawianie – wspomina najbardziej znany łódzki bioenergoterapeuta J. KAROL JÓŹWIAK.

Odrzucone kule

Byłem wówczas jednym z wielu cierpiących kuracjuszy dotkniętych pospolitą kamicą nerkową i po udanej operacji usunięcia kamieni z nerek powoli regenerowałem swoje siły podczas pobytu w sanatorium. Jako były pacjent doskonale rozumiałem cierpienia innych moich współtowarzyszy niedoli. Jednym z nich, który zwrócił moją uwagę w sposób szczególny był chłopiec zajmujący salę wraz ze mną, bardzo cierpiący z powodu nie gojącej się rany kolana uniemożliwiającej mu poruszanie się bez kul. Gdy przypadkowo dotknąłem tego chorego kolana chłopiec krzyknął, że go oparzyłem. Kierując się współczuciem i intuicją dotknąłem chorego miejsca jeszcze raz, tym razem celowo chcąc za wszelką cenę ulżyć chłopcu w cierpieniach. Gdy chłopiec stwierdził, że ból ustępuje, zacząłem mu regularnie przykładać ręce do chorego miejsca gdyż przynosiło mu to znaczną ulgę w cierpieniu i rana zaczęła się goić. Kiedy po pewnym czasie chłopiec całkowicie wyzdrowiał, odstawił kule i przyszedł do mnie, aby ze słowami wdzięczności i podziękowania wręczyć mi piękny bukiet kwiatów – nie przypuszczałem, że takich podziękowań czeka mnie jeszcze bardzo wiele. Nie myślałem, że korzystając z własnych predyspozycji można innym sprawiać tak wielką radość jaką jest możliwość powrotu do zdrowia. Dopiero kilka lat później od pobytu w sanatorium podczas spotkania z wybitnym bioenergoterapeutą STANISŁAWEM NARDELLIM dowiedziałem się od Niego, że jestem obdarzony silnymi bioprądami leczniczymi.

Kolejka do altanki

Gdy pan Karol wrócił z sanatorium do domu, zaraz starał się wypróbować nowo odkrytą siłę bioprądów na schorowanych rodzicach. Mama nie omieszkała pochwalić się” sąsiadkom, że syn dotknięciami dłoni uwolnił ją od męczących bólów reumatycznych, a ojcu złagodził ataki astmy. Kiedy w podobny sposób zostały zlikwidowane zastarzałe rany na nogach sąsiadki, zjawili się następni chorzy. Mama, chcąc oddzielić cierpiących na różne choroby od spokoju domowego ogniska urządziła synowi “gabinet przyjęć” w działkowej altance, w otoczeniu kwiatów i zieleni. Po powrocie z pracy w biurze zawsze zastawał przed altanką długą kolejkę oczekujących na udzielenie pomocy. Często nawet do godziny 2-3 w nocy nie wypuszczano uzdrowiciela do domu.

– Postanowił więc Pan otworzyć prawdziwy gabinet?

– Nie od razu. Początkowo z tej działkowej altanki przeniosłem się do lokalu Stowarzyszenia Śpiewaczego “HARMONIA”, którego byłem członkiem – wspomina pan Karol – nadal wykonywałem moje zabiegi bezpłatnie. Jednocześnie intensywnie poznawałem tajniki skutecznego i bezpiecznego wykorzystywania tego wspaniałego daru natury, jakim są uzdrowicielskie bioprądy. Uzdrawianie bioenergoterapeutyczne polega na przekazywaniu życiowej energii osobie chorej, szczególnie przez dłonie i serce bioenergoterapeuty.

Otrzymywana bioenergia ma za zadanie uzupełnić i uruchomić siły obronne chorego oraz doprowadzić do stanu harmonii zdrowie psychiczne i fizyczne. Bardzo ważny wpływ na zachowanie równowagi energetycznej organizmu człowieka ma miejsce, gdzie on najczęściej przebywa. Jest to nie tylko mieszkanie, a w nim miejsce do snui wypoczynku, lecz również miejsce pracy, jeżeli wykonujemy j ą tam przez kilka godzin dziennie. Jeśli nie wykonamy odpromieniowania tych miejsc przy pomocy odpowiednich ekranów radiestezyjnych to możemy zniweczyć dobroczynne skutki zabiegów bioenergoterapeutycznych. Aby zabiegi te okazały się w pełni skuteczne bioenergoterapeuta powinien wykazać się znajomością anatomii i fizjologii organizmu, usytuowanie, znaczenie i rolę czakr (ośrodków energetycznych) oraz podstawy radiestezji. Pomocne zazwyczaj bywa stosowanie naparów ziołowych, zwłaszcza kojarzonych z moją energią. Przydatny może okazać się umiejętnie stosowany masaż leczniczy oraz inne techniki manualne i fizykoterapeutyczne (akupresura, czakroterapia, dermooptyka, chromoterapia, okłady z napromieniowanej wody itp.).

Pasja służenia chorym

Ukończyłem różne kursy, m.in. w zakresie anatomii i fizjologii człowieka. Uzyskałem certyfikat uzdrowiciela z międzynarodowymi uprawnieniami, posiadam także uprawnienia mistrzowskie.

– Aż wreszcie znalazł się Pan w pierwszej dziesiątce na liście najlepszych miesięcznika “UZDRAWIACZ”. Wyjeżdżał Pan także za granicę?

– Wielokrotnie byłem zapraszany do różnych krajów przez obywateli polskiego pochodzenia, którzy trafiali do mnie podczas urlopu (tak było np. podczas mojego pobytu w Holandii, Szwecji, Niemczech, Belgii , Francji). Przypominali sobie o mnie, gdy znów zachorowali, albo gdy cierpiał ktoś bliski. W takich okolicznościach odwiedziłem różne kraje Europy. Proponowano mi nawet pozostanie na stałe. Jestem jednak patriotą! zawsze wracam do mojej Ojczyzny. Jestem też zapraszany do wielu miast w Polsce.

– Jak Pan to wszystko godził z pracą biurową?

Pierwszy w Łodzi

– Już dwudziesty rok służenie chorym jest moim jedynym zajęciem. Byłem pierwszym, który uzyskał w Łodzi oficjalne zezwolenie na prowadzenie działalności bioenergoterapeutycznej. Przez trzy dni w tygodniu jestem do dyspozycji potrzebujących mojej pomocy w gabinecie “KAROL” przy Al. Andrzeja Struga 3.

– Pozostałe cztery dni tygodnia przeznacza Pan na odpoczynek?

– Niezupełnie. Sporo czasu poświęcam społecznej działalności na rzecz bioterapii. Jestem założycielem i wieloletnim prezesem Stowarzyszenia Bioenergoterapeutów “MAZOWSZE”. Od pięciu lat jestem Prezesem Polskiego Cechu Psychotronicznego. Nasza działalność przejawia się m.in. w organizowaniu bezpłatnych seansów uzdrowicielskich w parafiach i domach opieki społecznej, oraz dla miasta i Kraju Przykładem niech będzie coroczna akcja „WIELKIEJ ORKIESTRY ŚWIĄTECZNEJ POMOCY”. Sporo czasu poświęcam także na przecieranie szlaku początkującym bioterapeutom. Oczywiście tylko tym z prawdziwego zdarzenia. Prowadzę szkolenia dla początkujących i doskonalące dla wtajemniczonych. Nasz cech przeprowadza także weryfikacje sprawdzające umiejętności i predyspozycje naturoterapeutów.

Jak rozpoznać szarlatana?

– Często Czytelnicy dopytują się, jak można rozpoznać oszusta żerującego na ludzkich cierpieniach. Tacy szarlatani potrafią bardzo sugestywnie opowiadać o swoich możliwościach i sukcesach. Zna Pan jakąś metodę, jak odróżnić skutecznego uzdrowiciela od oszusta?

– W Łodzi jest bardzo dużo różnych uzdrowicieli. Około jednego tysiąca. Nie wszyscy jednak to ludzie mogący pomagać innym. Niektórzy są bardzo aktywni, często reklamują się w prasie, jako “pomagający na wszystkie choroby”.

– Jak więc spośród tak wielu wybrać odpowiedniego?

– Przede wszystkim poprosić o okazanie uprawnień. Bioenergoterapia i radiestezja są wpisane na listę rzemiosł. W związku z tym Izby Rzemieślnicze wydają stosowne dyplomy uprawniające do wykonywania zawodu.

– Czy stwierdzenie, że ktoś zdał egzamin i dostał dyplom wystarczy, by poddać się działaniu jego bioprądów?

– Nie wystarczy. Działalność po uzyskaniu dyplomu jest pod naszym stałym nadzorem i jej kontynuowanie w dużej mierze zależy od postępów oraz postawy etycznej. Posiadamy “KODEKS ETYKI BIOENERGOTERAPEUTY”, który wszyscy bioenergoterapeuci zobowiązani są ściśle przestrzegać i pod jego pełnym brzmieniem każdy z czynnych członków naszego Stowarzyszenia i Cechy składa własnoręczny podpis. Może tak się zdarzyć, że po stwierdzeniu rażących uchybień i prezentowaniu nieetycznej, postawy wobec pacjentów lub kolegów bioenergoterapeutów dalsze kontynuowanie zawodu bioenergoterapeuty może ulec zawieszeniu na pewien okres czasu, poprzez ogłoszenia w prasie fachowej do anulowania dyplomu uprawniającego do wykonywania zawodu włącznie. Trzeba pamiętać o tym, że to my jesteśmy dla pacjentów, a nie odwrotnie. Należy dołożyć wszelkich starań, aby pacjent odczuł, że jego dobro jest najwyższym prawem.

– Proponuję jeszcze jedno kryterium, bardzo istotne …

Ufajcie intuicji

– Łatwo powiedzieć …

– Po prostu ufajmy intuicji, instynktowi, podświadomości zamiast tłumić “to coś”, co nam podpowiada jak postąpić. W przypadku wyboru bioenergoterapeuty jest to szczególnie istotne. Uczucie sympatii będzie sygnałem zgodności biopól, a to jest podstawowy warunek skuteczności uzdrawiania, to właśnie intuicja nakazuje niektórym chorym jeżdżenie po całym kraju w poszukiwaniu odpowiedniej osoby. Jeśli do kogoś poczujemy sympatię i zaufanie mamy duże szansę na uzdrowienie. Każdy z nas ma wystarczająco dużo intuicji, aby wybrać właściwą osobę.

– Jednak oszuści bywają czasem bardzo sugestywni…

– Tylko pozornie. Oszust zawsze pozostanie tylko oszustem, kwestią czasu i czujności pacjentów pozostanie tylko jak długo będzie się maskował. Jego negatywne energie innym nie pomogą (mogą nawet zaszkodzić!), a jemu samemu na zasadzie odbicia mogą bardzo poważnie zaszkodzić. Może również doprowadzić do przejęcia choroby od pacjenta.

– Nie uważa Pan, że prościej od razu zgłosić się do lekarza?

– Często trafiają do nas osoby, które stwierdziły, że medycyna konwencjonalna nie jest w stanie pomóc ani im, ani ich bliskim. Ja i inni członkowie “Mazowsza” oraz Cechu kładziemy nacisk na ścisłą współpracę z lekarzami.

Owocna współpraca

Moją dewizą jest, że bioenergoterapeuta uzdrawia poprzez wspomaganie w leczeniu, ale nie leczy. Od leczenia są lekarze dysponujący wiedzą, umiejętnościami i aparaturą. Często posyłamy chorych na różne konsultacje i badania laboratoryjne do przychodni. Nawet lekarze coraz częściej przysyłają do nas swoich pacjentów, także członków rodziny, nieraz ze skierowaniem na piśmie (do wglądu!).

– Odwiedzacie także chorych w szpitalach?

– Wyłącznie na zaproszenie chorego lub jego rodziny, niezbędna jest też zgoda ordynatora. Zazwyczaj jest wydawana. Szczególnie często jestem zapraszany do Szpitala Matki Polki. Do szpitala im. Norberta Barlickiego zaprosiły mnie ostatnio koleżanki pewnego młodzieńca, który długo leżał na Oddziale Intensywnej Terapii po wypadku samochodowym.

Ratowanie “beznadziejnego”

Lekarz prowadzący poinformował mnie, że to “beznadziejny przypadek”. Byłem u młodzieńca 3 czy 4 razy. Już wyszedł ze szpitala. Już w pełni odzyskał sprawność, rodzina gorąco mi dziękowała.

– Każdy bioenergoterapeuta stosuje swoje indywidualne metody. Na czym polegają pańskie? – Zazwyczaj zaczynam od sprawdzenia zagrożeń z ciała eterycznego. Wykonuję w tym celu diagnozę radiestezyjną przy pomocy rezonatora. Moja podstawowa kuracja niekonwencjonalna to …

Cykl 3-6 biozabiegów

Podczas pierwszego zabiegu przekazuję pacjentowi energię przygotowując go do kolejnych. Drugi seans jest leczniczym. Naładowany energią organizm wysyła mi impulsy umożliwiające zlokalizowanie choroby. Poprzez mózg przesyłam energię do chorych organów. Już po kilku godzinach samopoczucie pacjenta ulega stopniowej poprawie. Podczas trzeciego zabiegu po raz pierwszy używam dotyku Czasami jest wskazana kuracja sześćcio zabiegowa .a czasami dłuższa. Wzmacniam wtedy organizm. Oprócz zabiegów indywidualnych w moim gabinecie przeprowadzam seanse zbiorowe z indywidualnym przekazywaniem energii. Seanse takie odbywają się zazwyczaj podczas akcji charytatywnych i w domach opieki społecznej, w kościołach (których odwiedziłem już kilkadziesiąt na terenie całej Polski). Efekty takiej pomocy są również bardzo widoczne. W niedalekiej przeszłości w Domu Rencisty w Łodzi przy ul.Krzemienieckiej pani Janina Bartczak po chorobie nóg i długim pobycie w szpitalu została kaleką poruszającą się o dwóch kulach pachowych. Podczas seansu zbiorowego “Karola” pani Janina odrzuciła kule i demonstracyjnie zaczęła spacerować wśród swoich znajomych i obecnych na sali udowadniając, że może chodzić bez pomocy kul i innych osób. Innym razem przeprowadzając seans zbiorowy w kościele w Wiśle pani Lidia Lohla odzyskała głos, choć już był wyznaczony w szpitalu termin operacji strun głosowych. Po głoszeniu się jej do szpitala na badania przedoperacyjne stwierdzono, że zabieg operacyjny nie jest już potrzebny.

– W poważniejszych przypadkach chyba nie poprzestaje Pan na trzech biozabiegach?

– Oczywiście. Teraz przychodzi do mnie pan z paskudnym czerniakiem i bardzo marnymi rokowaniami lekarzy, którzy się nim zajmują. Od czasu, gdy mnie odwiedza stwierdzają jednak, że jest coraz lepiej – ostatnie badania wykazały, że nie ma już komórek rakowych.

– Dużo ma Pan uzdrowień takich “beznadziejnych” przypadków?

– Ostatnio udało mi się osiągnąć zmniejszenie o 3/4 wielkości dużego wodniaka jądra. Milą pamiątką po wizytach wdzięcznych pacjentów są dla mnie wpisy do Złotej Księgi.

Waldemar Uchman